czwartek, 29 września 2011

byliśmy tylko historią, którą lubiliśmy sobie opowiadać

  
  
   Powinno się wiedzieć, że ma się możliwości pierdolenia na lewo i prawo. Zwłaszcza, jak młode wilki same pchają ci się do łóżka. Cóż zrobić? Jak to co? Idziesz, pierdolisz; rozumiem bajkę, stary.
    Gorzej przychodzi kiedy natrafisz na neandertalczyka z krwi i kości, co nie widzi własnego czubka nosa, co spowodowane jest nadmiernym przerostem jego himself, i tak mocno już uszczuplonego, męskiego ego. Z tym to dopiero emocjonalnie wkurwiająca jazda, bo chociaż nie wiem jak się starać, to nadal codziennie – neandertalczyk nadal oddycha. Co zrobić? Czekać i próbować się opanować, kiedy następnym razem potkniesz się o pozostawione byle gdzie neandertaldzkie gówno.
    Szlag.
    A ja nie miałam neandertalczyka. Ale ktoś był, nie mój, bo go nie chciałam. W końcu, byliśmy tylko historią, którą lubiliśmy sobie opowiadać. Trzeba było odnaleźć prawdę...
    Był trochę takim weekendowym chłopcem. Przynosił chwilowe odprężenie po ciężkim tygodniu, ale potem i on zaczynał wkurwiać z byle powodu. Trochę jak Piotruś Pan żył, w wyimaginowanym tylko-dla-siebie świecie, do którego nijak było wejść na serio. Kiedy był, to był to czas całkiem fajnie spędzany, chociaż przy publiczce udawało się dystans. A kiedy go nie było, to też nie był to czas zmarnowany, bo spędzany ze wszystkimi, poza nim. Tak czy owak, jak każde bajki tego świata i ta zakończyć się musiała. Scenariusz sam się napisał, aktorzy odegrali swoje role nienagannie, a sam koniec, dramatyczny, jak przystało na rozwiązanie akcji, ah, końca sam Shakespeare by się nie powstydził, tak myślę.
    Geniusz tego scenariusza polega jednak na tym, że rozwiązując nierozwiązywalne, otwiera nową opowieść. Za dnia anime, nocą zaś manga – nowa postać na scenie, a dla weekendowego chłopca w tym uproszczonym, jak kostka Rubika świecie po prostu zabrakło już miejsca.
    Bywa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz