sobota, 22 września 2012

Zaplanowałem coś





- Zaplanowałem coś. - powiedział z dumą, spoglądając nagle w jej na wpół śpiące, zamknięte oczy. Był już późny wieczór i leżeli w łóżku, z głowami na białych poduszkach. Dzień minął im bardzo szybko, chociaż nie była to zwykła sobota. Dawno się nie widzieli, zatem kiedy spotkali się przypadkiem o poranku nad rzeką wiedzieli, że takiej okazji nie można przepuścić. I nagle nieważne stało się dla Darli zaplanowane pilne pranie lub od-popołudniowe pijaństwo z kolegami Johna. Spacerowali wspólnie przez dwie godziny, nadganiając wszystkie szczegóły, co tam u nich słychać, jak praca, co u wspólnych znajomych. Potem stwierdzili, że przydałoby się śniadanie, a że mieszkanie Darli było niedaleko to udali się tam, po drodze robiąc skromne zakupy. Sandwich z serem, jajkiem i rzodkiewką dawno już smakował dla nich tak dobrze, a zrobiona własnoręcznie przez Johna kawa wydawała z siebie przyjemne dźwięki rozgrzewania. Nagle przypomniały im się wszelkie historie o tym, jak to było kiedyś, więc korzystając z zasobów komputera Darli, oglądali wspólnie przeszłość, słuchając przy tym tych samych piosenek, co kiedyś. Nagle zrobiło się popołudnie, zatem w podzięce John zaprosił Darlę na obiad, tym razem na mieście. Poszli to tej małej, ukrytej gdzieś na Rynku knajpki, gdzie można było zjeść pysznie i zarazem tanio. Długo mówili to tym, jak miał zostać, ale uciekł gdzieś w innym kierunku a ona zawsze zastanawiała się dlaczego tego dokonał. Po obiedzie zaprosił ją do siebie na lampkę czerwonego wina. I jakoś tak wyszło, że obejrzeli potem film, którego w sumie wcale nie oglądali; a w końcu położyli się do łóżka, zmęczeni nie tym, że znudził im się obraz, lecz tym, że nie mogli przestać ze sobą gadać. Przez jakiś czas milczeli, lecz przerwał tę ciszę głos Johna, który nagle przypomniał sobie, co w Darli było tym, co sprawiało, że go przyciągała.
- Co? - odezwała się Darla, jakby nie dosłyszawszy - Przecież ty nie planujesz.
- Zaplanowałem coś. - John powtórzył, tym razem stanowczo i trochę wolniej. Patrzył na nią a kiedy otworzyła oczy i spojrzała w jego własne, bardziej wnikliwie niż zwykle, bardziej przenikliwie, uśmiechnął się do niej szeroko.
- Czyli... co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała po dłuższej chwili wpatrywania się w niego
- Zaplanowałem coś. Nie rozumiesz? - i wyszczerzył swoje białe zęby - Zostaję. Chcę zostać.
- Zostań - odpowiedziała Darla bez cienia uśmiechu na ustach.
- Zaplanowałem coś- wydusił John a w jego oczach szalały szczęśliwe ogniki.
- Zaplanowałeś. - powtórzyła Darla, po czym uśmiechnęła się szeroko i zbliżywszy się do policzka Johna wyszeptała mu do ucha tylko jedno słowo:
zostajesz

.

piątek, 14 września 2012

zadzwoń do mnie po pólnocy





   ' Wiem skurwysynie, że siedzisz gdzieś tam, sam na tamtej kanapie. Wiem, że słuchasz tego, czego już dawno nie słuchaliśmy razem. Jarasz się wciąż tym i tamtym kawałkiem, ale nie zrobisz nic, choć mógłbyś mieć to wszystko, bo leży tuż obok, w pamięci tego cholernego, czarnego telefonu. Marzysz o tym, jak bywało dawniej, kiedy gryzłeś mnie w moją dolną wargę. Lubiłam też kiedy całowałeś mnie po szyi. Ogień ekscytacji zapalał się, kiedy tylko dotykałam twego karku, potem już wiedzieliśmy, jak skończymy, gdzie skończymy.... Teraz wiemy też, że chcesz, by to wróciło, choćby na jedną krótką chwilę.
    Zatem mówię ci, zadzwoń do mnie po północy. Nie ty przyjdziesz, ja do ciebie przyjdę. Będziemy się pieprzyć w twoim łóżku i na twojej podłodze. Po wszystkim zrobimy to jeszcze raz, weźmiesz mnie jak zechcesz i pociągniesz mnie ostro za włosy, zapakujesz w kajdanki i będziesz mnie miał po wszystkim, znowu, podczas, gdy ja będę walczyć z uściskiem twoich dłoni.
    Dasz mi chwilę oddechu. Wyjdziesz na zewnątrz, zapalisz papierosa. Wrócisz i skończysz, nie dając mi dojść tam, gdzie bym z tobą mogla dochodzić.W końcu wyswobodzisz mnie z uścisku metalu i nie mówiąc nic, usiądziesz na łóżku. Ubiorę się, gdy ty będziesz zjadał wzrokiem moją dupę. Zapakuję ją wolno w jeansy, przecież wiem, jak lubisz w nich mój tyłek. Specjalnie włożyłam swoją flanelową koszulę, żeby cię drażnić, nie pozwalając patrzeć ci na moje cycki szczelnie zamknięte w przezroczystym staniku. Dopnę każdy guzik, poza dwoma na górze. Włosy przeczesze szybko czarnym grzebieniem. Podejdę z wolna, całując cię w policzek. Odejdę około czwartej nad ranem i pozwolę ci zacząć beze mnie nowy życia poranek.'

wtorek, 11 września 2012

Z nimi najlepiej




Miasto marzeń, gdzie wszystko się zaczęło
Stara ławka pod drzewem i kilka ptaków
Karmiłem je dniami i nocami
Wierzyłem że wyrwę się stąd
Potem przyszli oni, marzyli razem ze mną
Kumple z podwórka których stać na wino
Na stara cegielnie się czasem chodziło
Choć brud syf i gnój
Z nimi najlepiej smakowało wino
                                                      DarlaDashwood

piątek, 7 września 2012

i nie znam już innych słów



Idę przez miasto. Przede mną świat, za mną spalone mosty. Nie zmuszam się do niczego, po prostu przed siebie, byle do przodu. Kilka godzin na zimnym wietrze z dubstepem w uszach. Dudnią basy, raz po raz sięgam po odtwarzacz, zmieniam bit i stawiam krok naprzód. Myślę o tym, że byliśmy zbyt blisko. Twoje rzęsy na moim policzku, a czas i przestrzeń nagięły się pod ich naporem.  Najchętniej znalazłabym cię na końcu świata i stanęła na szczycie, by móc potłuc ci w mieszkaniu talerze. I marze o prysznicu, gorącym jak skurwysyn, bo zaczynają mi odmarzać uszy i nie wiem już czy coś w ogóle słyszę. Nie ma sensu iść dziś w clubbing, wódka leje się za drzwiami a bramkarz stoi i podpala fajkę z trawy. Zatrzymujesz się czasem, wiem to, by móc pod jakimś murem rozpinać rozporek. Miasto czuje tę urynę a ty szczasz pod ścianą nadal. Widzę jak to robisz i jak bawisz się, rozbryzgując siki na prawo. Mogliśmy to zrobić na pralce w twoim starym mieszkaniu, pieprzyć się pod ścianą, albo robić to przez całą noc nawet się nie dotykając. Idę dalej, mijam bary, mijam ulice i przystanki. Na nich sto tysięcy ludzi idących jak ja – gdzieś kurwa przed siebie. Wpadam na ziomka, kilka lat się nie widzieliśmy, wszystko wporzo, ma żonę i dziecko w drodze. Życzę lepszych dni, i spierdalam nadal, byle daleko od niego. Wszyscy idziecie tą samą ścieżką, ten sam scenariusz odgrzewany w tej samej kuchence gdzieś pośrodku świata. Myślę, że ja nigdy tam do was nie pasowałam. Podczas, gdy ty wybierasz w sklepie tuzin pieluszków, ja czytam Newsweeka, przygłaśniając  Modestep, na którego koncertach traciłam cztery razy żebra. Robisz dobrze swojej nowej dupie a ja mam w dupie to, że Brazylijczyk się potnie, bo chce umówić się ze mną na pięciominutową randkę. I nawet jeśli teraz, idąc naprzód odmarzają mi paznokcie, chuj z tym. Paznokcie to nie żaden palący się problem. Stawiam krok za krokiem, ciągle w ruchu, nigdy statycznie. Przejść przez życie i nie skurwić się po drodze. Idę a dubstep rozpierdala uszy.





Żyły zaczynają się ogrzewać pod mocnym basem i coraz bardziej jest mi dobrze;  niebo zaczyna się układać pod stopami i chuj z tym wszystkim, bo i tak patrzysz wciąż przed siebie.  Przechodzę przez skrzyżowanie, za dużo ludzi w tym nieistniejącym mieście a potem jeszcze siedem suk napierdala po ulicy. Pewnie jadą na akcje, zapuszkować kogoś z Huty albo jadą, by sobie jechać i chwalić się nowymi skarpetami na mieście.  Nieważne, bo lubię jak zasypiasz szybciej niż możesz mi o tym opowiedzieć . Całuję cię w czoło na dobranoc a tobie śnią się nieznane historie. A potem się przebudzasz, kiedy staram się cię nie obudzić. I czuję wtedy, że jesteś dla mnie, chociaż potem znikasz rankiem. A potem przypomina mi się, jak paliłam skręta w palącym się samochodzie, z zupełnie kimś innym niż ty. I dym zastępował nam powietrze i dobrze było wtedy i spaliłam to, jak spaliłam tamten most, idąc wciąż przed siebie. Lubię czasem wrócić tam myślami, chociaż rozpierdala to głowę bardziej niż Borgore. Ale czuję to, i wącham wolność, ciesząc się, że byłeś tam wtedy ze mną.  I nagle, jak piorun, znikąd dopada cię symfonia dźwięków – chce być po prostu szczęśliwa. W tych krótkich słowach zawiera się wszystko i w nich składa się cała ta pierdolona egzystencja. Wszystko inne to ściema. I cokolwiek ci powiedzą, kiedy czekasz na coś w poczekalni, nie wierz im. Pieprz ich system i rusz się, zaczynając nowe życie. A coraz głośniejsze dźwięki wciąż dudnią mi w uszach…