środa, 27 lipca 2011

   
    Zmieniła się forma, otoczka, pośrednik, zmienił się dealer na ulicy, teraz podjeżdża pod dom lśniącym na słońcu BMW; zmienił się wiatr, który wieje teraz od Atlantyku, gdzieś znad Dublinu w kierunku bardziej mało miasteczkowej angielskiej ziemi Warwickshire. Gdzieś na małym skrawku edenu na tej wyspie otoczonej, otulonej w poświacie dubstepu, ten sam, ale jakże inny dym powiewa pod kopułą złożoną z własnych czterech ścian, wykupionych ciężką pracą życia.
    Kto by mógł pomyśleć, że kiedyś, te dwie małe dziewczynki, tak różnie idąc wspólną drogą, spotkają się w tym samym miejscu, chociaż na różnych szczeblach życia? Któż mógł przepowiedzieć, że stanie się to, co stało się; któż mógł zrozumieć, wcześniej, niż byśmy mogli tego chcieć, jak nigdy jeszcze nie pożądaliśmy tak, jak pożądamy teraz...  A najlepsze jest to, że im więcej mamy pepsi w swojej szklance, tym bardziej kolejną, i kolejną… chcemy dzierżyć w swojej dłoni.
    Ostatnie dni, niezwykłe w swojej materii i złożoności prostoty co do trudniejszych decyzji. Zwiedziliśmy pół świata, zjechaliśmy wzdłuż i wszerz Europę, zahaczając o różne tereny, co nazwami kolejnych miejsc zapraszały, otwierając kolejne drzwiczki prowadzące do mostu pamięci historycznej. Czegośmy tam nie piły, czego nie jadłyśmy, to żaden poeta tego nie opisze; nie dlatego, że było tak pyszne czy tak wykwintne; zwykle, żywiłyśmy się tym, co upadło na naszą dłoń, nieważne. Żyjemy nadal, wydając funta na cztery puszki pepsi, i kupujemy za 5 funtów pensów 35 stolik, i znowu, zaciągamy się słodko dymem z bongo, leżącym na niegdyś ciapackim stole. Kanapa w naszym living roomie też ciapackim zapachem śmierdzieć przestała, pranie rozwieszone na betonowym balkonie tez już wyschło, nawet kilka razy.
    Jesteśmy wszyscy tak samo, a nadal kompletnie inaczej.

    A prawda jest taka, ze im dłużej tutaj jestem zdaje sobie sprawę, że to jest to. Tego szukałam całe życie, do tego dążyłam. I tu chce być, tu widzę się jutro, tu widzę się za 3 miesiące i widzę się tutaj za 50 lat. I wszystko będzie dobrze, nawet jeśli Ciebie ze mną nie będzie, nawet jeśli zostaniesz tam na wieki, nawet jeśli mnie nie wybierzesz, to jakby nie ma już znaczenia, bo w moim sercu panuje spokój; jakaś dziwna konsternacja uczuć, zmiksowana z lekką nutą podniecenia, wszystko to sprawia, że wiem, że będzie OK. Trochę tak, jakbyś zza oceanu się uśmiechał i głaskał po czole, mówiąc ‘Sweetie, gonna be ok., Albright? Gonna go now, see ya.’ I staje się tym samym jasne, nigdy Cię tak naprawdę tu nie było, i nigdy najprawdopodobniej Cie już nie będzie.

    A ja, tymczasem, podążam moją małą, skromną jeszcze angielską ścieżką. Już koniec wymówek, to jest ten czas, zamknij się i bierz to, czego pragniesz i pożądasz, bo to jest ten czas, ten moment. Wiem czego chce, i będę to brać garściami aż zachłysnę się swym posiadaniem.
    A Ty wiesz, że to ja zawsze miałam rację. Czas nabić lufkę, przypalić jej koniec, zaciągam się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz