sobota, 9 lipca 2011

Oh, baby, baby, it's a wild world...


    Po prostu odkąd mieszkanie zostało opuszczone przez przybyłych tubylców zastanawiam się, tak zwykle, czy już zawsze tak będzie. Kubek białej, jaśminowej herbaty, jakiś serial puszczony, żeby tylko coś grało, albo Winamp z jedną, jedną, tylko jedyną piosenką odtwarzaną w kółko od początku... czy właśnie już tak zostanie na zawsze?
    Zdaje się, że te cztery ściany są takie bezpieczne, że nic się nie stanie, że nic nie będzie; po prostu,nic.    
     Bo kiedy człowiek wychodzi zanieść komuś innemu obiad do pracy, też zwykle, najzwyklej, to zaraz na Starowiślnej dopada cię ktoś. Mówi, że jesteś ładna, piękna, ale przecież nie może ci tego mówić, bo najprawdopodobniej jesteś już zajęta, o mój boże, no przecież, ty - mówi - musisz być zajęta, nie jesteś? no kłamiesz, przecież patrze na ciebie dziewczyno,widzę cię,  jakaś ty piękna, jak masz na imię, dokąd zmierzasz, tak, musiałem, przepraszam, musiałem cię zaczepić, jakbym mógł tego nie zrobić, dasz mi swój numer, spotkaj się ze mną, nie chcesz? jedziesz do UK, nie ważne, pojadę z tobą, zrobisz mi miejsce tam gdzie będziesz? całus w policzek na pożegnanie, masz mój numer, dziewczyno, zadzwoń do mnie, zrobisz to, prawda? zadzwonisz?
     Oczywiście, Krzysztofie, bo tak miałeś chyba na imię, nie zadzwonię, nawet nie zapisze w telefonie twojego numeru. Nic mnie to już nie obchodzi.
     'Hi, you are a very pretty girl. Could you help us? Because, you know, we are Americans...' usłyszałam, wracając 208 z Balic. Tak panowie, to, co pokazujecie mi na mapie to, indeed, Galeria Krakowska z RDA i z Dworcem PKP, tak, twój kolega, of course, jest bardzo przystojny, bardzo, seriously, pokazać wam miasto, sure, sure, telephone number exchange? done, yeah am I Polish? wow, man, got it right! oh, you're staying in a Polonia Hotel? that's lovely, my dear.
    Sure, I'll call you. Sure, we will definitely meet for a drink. Bloody hell, you are so fuckin' stupid, aren't you? I won't call you, won't meet you, won't drink anything with you. I just don't give a shit.
  Oh, baby, baby, it's a wild world...
    ...a jednak te ściany wcale nie są takie bezpieczne, może nawet bardziej niebezpieczne niż ten cały świat poza nimi. Pewnego razu można, na ten przykład, obudzić się w środku nocy, krztusząc się wymiocinami, przez pół godziny próbując złapać oddech, można też wtedy zadzwonić do jedynej osoby, która mogłaby się tym przejąć, no na przykład tym, że o mały włos a przestałoby się oddychać; tyle tylko, że tej osobie nie zależy. W murach tych spotkać też można czasem kilka pająków w dziwnych miejscach, próbujących przejąc balsam, który wmasowujesz w swoje ciało, albo czających się za monitorem na ścianie, jak gdyby nigdy nic; można też zostać trafionym przez gorącą parę z urządzenia gotującego ci zdrowe warzywa. Można źle odmierzyć składniki robiąc sobie zupę krem z bobu, albo najzwyklej na świecie przestać solić cokolwiek. Ale najwyraźniej samemu też nie jest bezpiecznie skoro na ciele pojawiają się blizny a w głowie rodzą się przedziwne pomysły na spędzanie czasu, że tylko wspominając o tabsach i wysoko procentowych alkoholach. Byleby tylko egzystować, i nie pamiętać, nie myśleć, nie mieć żadnych wspomnień; nic z tego co było ma nie istnieć. Miało być przecież tak, jakby nic wcześniej nie miało miejsca; jakby się w ogóle, nigdy, nie żyło.
Oh, baby, baby, it's a wild world...
    I chyba trzeba będzie się, tak czy inaczej, z tym wszystkim pożegnać. I jak w tej naszej piosence o zakręconym świecie. Trzeba się trzymać, odchodząc; zbierać kawałek po kawałku i wsadzić do nowo zakupionej walizki, w której należy przewieźć całe swoje życie do punktu oddalonego o 1,808 km, przynajmniej według wujka Google'a. Pomyśleć tylko 17 godzin i 33 minuty. O tyle właśnie wszystko zakręci w inną ścieżkę. 
Oh, baby, baby, it's a wild world...
    Słucham tej cholernej piosenki cały dzień. Kto jak kto, ale doskonale wiem, jak ten świat jest popaprany, trzeba więc zbierać kawałki, w które się rozsypujemy każdego dnia, trzeba reanimować to, co w nas umiera codziennie, trzeba walczyć o każdy kęs powietrza i powtarzać sobie w kółko tylko tyle:
Oh, baby, baby, it's a wild world...
     ...bo jeśli zacznie się mówić więcej, to zaleje nas ta sama fala gorąca, jaką już znamy, jaka już zmiotła nas kiedyś z powierzchni świata. Trzymam się więc, mocno, staram się, bym mocno trzymała się.Oddycham, więc jakoś to może będzie, huh?

Tylko się zastanawiam, na głos, po prostu, jak długo to będzie trwać, to oddychanie. Kiedyś przecież, wszystko się kończy 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz