Żyjemy, czasem za szybko. W pociągu, jak stąd do wieczności zamknięte epizody, klatki nasze skromne z życia. Powiewają na wietrze spełnień, przy akompaniamencie TenTypMesa. Raz po raz, przeleciała jakaś mucha koło nosa, zawierając pakt z ruczajowymi drzwiami, że wypieprzy się o nie, i zemrze, co by nam na darmo, miejsca nie marnowała. I znowu my, po raz enty już z rzędu, te same kafelki, ci sami ludzie, pięć litrów wina i sąsiad, lat 37, co donosi nam ciągle wódkę, jak Stalin ideę dla Putina.
-Nie dziękujemy, sake nie na dzisiaj.- rześko odpowiadam
W duszy mnie skręca, bo, no cholera, kto jest na tyle nienormalny, że odmawia tego. Ale zdarza się, nie, zdarza się to w noc powszednią. Wino od Pepego jest dobre, wina Pepego nam na dzisiaj wystarczy. Zwarci i głodni opowieści naszych z życia, kitramy się na tym naszym balkonie, spowiadając się powoli, z dziwnych historyj do odkrycia. I chociaż tym razem Doma mówi 'dzisiaj, skarby, ja nie piję' to i tak, weźmie, weźmie tego łyczka ode mnie. Nie , wcale nie dlatego, by upić się, bo by tak chciała, raczej dlatego, by ciągle czuć to nasze połączenie, którym jesteśmy uwikłani.
Słychać kroki w holu, wielki wybuch nad ranem w środku nocy; jakby zawalił się świat dookoła nas, jakby świat ten składał się tylko z chorej przemocy. Wybiegli na balkon, sprawdzić co się stało, i nie przynieśli nowiny żadnej, bo też, w sumie, nie widać czy coś się tam rozplątało. Ale nawet, gdyby cały świat dookoła przestał istnieć, nie jest to w ogóle ważne, bo liczy się to, że nasze wspaniale umysły, połączone w jedno- są zupełnie, absolutnie równoważne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz