niedziela, 22 maja 2011

musiał najwyraźniej ugrzęznąć w środku, we wzwodzie.

Najgorzej, gdy się staniesz więźniem u własnych przyjaciół.

   Przytułek ten, dla zbłąkanych dusz i złamanych serc, miejsce ostatniego spoczynku dla ukojenia w marzeniu sennym, przyciągnęło też i Darlę. Kto, jak kto, ale ona najbardziej tutaj pasowała, z całą swoją niedokończoną jeszcze historią i z całą swoją normalnością istnienia. W sumie, lubiła tutaj się leczyć na głowę. Coś było w tym pokoju, że sprawiało, że głowa, odrywana z lekkością od ciała, wkładana do zamrażarki czy też do podgrzewanego terrarium, leczyła się, niejako sama.
    Pokój ten był wyjątkowo ładnym pokojem, chociaż i on sam, daleki był od wykończoności. Meble w kolorze podgrzanego karmelu oplatały swymi ramionami zachodni brzeg tegoż przytułku, łącząc się z paskudnie szarymi, odrapanymi ścianami, na których brak było, zdecydowanie, tynku. Łóżko było, od wschodu zaciągnięte ręcznie robioną narzutą, złożoną ze skrawków płótna i jaskrawo pstrokatych kwadracików, powlekanych odrobiną swojskich kwiatów. Obok łóżka stała maleńka, sosnowa szafka nocna, jakby zupełnie nie pasująca do reszty pokoju, jakby ją tu ktoś przytargał, i zostawił, na siłę.
    Darla podeszła do okna, odsłoniła muślinową firanę, i wyjrzała na zewnątrz.
Padał deszcz.
    Ciężkie krople opadały z ogromną energią na stwardniałą skorupę ziemi, wrzynając się weń, rozmywając ją. Przerzedziła się ziemia, od tego deszczu, troszkę, jak gdyby zapadła się w sobie, tonąc w gąszczu trawy, jaka ją okalała. Ziemia tonęła sama w sobie, i nikt nie był na tyle bystry, by to dostrzec... Wielka ziejąca pustką dziura otwierała się raz po raz, przechwytując dzikie krople deszczu, wciągając je w swój wir, i destrukcyjnie niszcząc, co tylko napotkała na swej drodze.
     Darla zdjęła bluzkę, zdjęła spodnie, rzuciła je w kierunku łóżka, po czym jednym ruchem zdjęła z siebie majtki, które następnie wywaliła za okno, w sam środek dziury, by móc tuż potem, delikatnie rozpiąć swój stanik, i także wywalając go automatycznie poza nawias. Naga siedziała przez chwilę na oknie, wpatrując się w jej własną bieliznę, która zmagała się teraz z wirem. Na krótką chwilę przerzuciła swój wzrok na wnętrze pokoju, z którego dobiegał łagodny pomruk drewnianego kota, który stał pomnikiem na szafce, i wyciągając giętko szyję kłapał pobłażliwie zębami, kołysząc się statycznie w powietrzu. Dziewczyna powróciła wzrokiem na zewnątrz.
    Było coś, pomiędzy umysłem a ciałem, coś, co nie pozwalało jej tak zupełnie na spokojnie siedzieć. Zdjęła więc z siebie duszę i serce, i zdecydowanie wyrzuciła je przez okno. Patrzyła, jak oboje lecą, i patrzyła, jak rozbryzgują się o małą kałużę na środku pola, patrzyła, jak pochłaniane przez wir, przeżuwane są przez zbytek świata. I jakoś tak, ulga się stała dookoła głowy, czy coś może, albo kot ten, kłapający dziobem za plecami, albo może jednak te krople deszczu, czy dźwięk tego deszczu, co pieścił dłońmi jej nagie ciało- ale coś się wtedy, tak, wiadomo, nie, co.
    Puk, puk. I drzwi skrzypnęły, otwierane z wolna:
- Cześć Piękna!- odezwał się kobiecy głos o orzechowym tonie- Idziesz z nami? Mamy zamiar wyjść na pole, odpalić jakieś ognisko, napić się czegoś mocniejszego?
To była Stef. Typowa kobieta w średnim wieku, która po godzinie 21 staje się dziwką. Za dnia grzeczna, ułożona, wielka matka tego świata, by tuż po zmroku przemienić się w stajenną prostytutkę za 3 grosze. Cokolwiek zażądasz, ona to zrobi. Trzeba ci dziko rosnącego maku wetkniętego w dupę? Ona ci to zapewni. Potrzebujesz, żeby ci ktoś wylizał  wnętrze jąder, bum, ona pierwsza, o, albo może chce ci się zajebiście powkładać jakiejś cipce główki szprotek w macicę, albo po prostu zachce ci się patrzeć, jak stary, gruby pies pieprzy cipkę Stef- dzwoń do niej, o każdej porze dnia i nocy. Ale, kurwa, nigdy, przenigdy, nie proś ją o seks misjonarski. Taka już jest. Da ci szczytować w rozkoszy milion razy, ale nigdy nie posiądziesz jej tak, jakbyś naprawdę chciał.
- Hmmm...- mruknęła Darla; niekoniecznie chciała teraz dokładać sobie uciech, i zastanawiała się, jak to, do cholery, wytłumaczyć Stef, ale z drugiej strony… zbliżał się zmrok, co by znaczyło tyle tylko, co orgię podana na patyku.
- Nie hmm, tylko chodź, chodź.- szczerzyła się Stef, zachęcając ją do wyjścia gestem dłoni.- Chodź, to ci dobrze zrobi. Na twoją głowę też. Obiecuję. Zejdź do nas, Piękna.- zakończyła, posyłając Darli soczysty uśmiech, przyprawiony zawadiacko puszczonym oczkiem.
    Stef wyszła z pokoju, zostawiając w nim zapach swoich perfum o smaku banana, a Darla ponownie spojrzała gdzieś za okno. Deszczu nie było, a suchość ziemi wydawała się wprost proporcjonalna do jej wilgotności sprzed chwili. Zza dalekiego horyzontu znać było odłamki słonecznych promieni, które zabawiały się, grając w badmintona z dziećmi sąsiadów. Zza rogu domu dobiegały wesołe odgłosy zabawy, tłuczonego szkła i skwierczących kiełbasek. Porter, owczarek niemiecki, wesoło oznajmiał przybywanie coraz to kolejnych gości. Zabawa miała się dopiero zacząć, ale już dało się usłyszeć pierwsze pojękiwania i bardzo dziewicze postękiwania. Ktoś już zaczął. I to nie tylko grę wstępną…

    ***

     Obudziła się, jakby nie swoja, nie należąca do nikogo i do niczego; zupełnie beznadziejna, z dramatycznym poczuciem tego, że nie ma pojęcia, jak się tutaj znalazła. Zeszła po schodach, wyszła na ganek. Ciepły poranek dopadł ją już od progu. Mamy nowy dzień, pomyślała, kiedy to się, kurwa, stało? Spojrzała na podwórze; wszędzie znać było wczorajszą imprezę, wszędzie czysto, brak kubeczków, brak rozwalonego grilla, zupełnie niewinne pranie wciąż leżało w tym samym miejscu. Nawet kondomy leżały niezużyte w wielkiej misce, w której kiedy żyła, mała, złota rybka. Zaskakujące, jak zajebista impreza musiała to być, skoro nawet szafa z wibratorami, i kuleczkami do odbytu była tylko lekko uchylona, a nie,  z rozłożonymi szeroko nogami, otwarta i zapraszająca, na przestrzał. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że wszystko się zmieniło. Do czasu, aż Darla spojrzała na dach u sąsiadów, spał na nim bowiem Porter, nasz owczarek, spał z kotem sąsiadów, w dziwnej konstelacji z ułożonych na niebiesko łap. Wokół nich pełno było zużytych prezerwatyw, a z dachu zwisał pejcz, naciągnięty na kostium Czerwonego Kapturka, rozdarty, na cyckach.
    Ufff...- zamruczała Darla.  Jednak wszystko, jest tak, jak było. Normalność znowu zatriumfowała, wdzięcząc się jej w nos. Weszła więc z powrotem do domu, by móc iść zjeść jakieś śniadanie z koryta dla świń. Ciekawe, czy zostawiły jakieś niedojedzone ziemniaki?- ale kiedy doszła do niego, zrozumiała, że dzisiaj niczego nie zje. Zastałą Stef, która w chronicznych ciągotach wczorajszego wieczora, leżała okrakiem w korycie, wydłubując sobie z cipy resztki penisa, który musiał najwyraźniej ugrzęznąć w środku, we wzwodzie. Obok leżał jakiś młodzieniec z krwawiącą raną między nogami. No tak- pomyślała Darla- biedak próbował misjonarza. Sukinsyn. Ma, o co się prosił.
   A Stef, przeklinając, zaczęła wąchać sobie srom, by po chwili namysłu, zanurzyć w nim swój język.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz