niedziela, 1 maja 2011

Bo brak planów to też plan.

  
    A gdyby tak podrzucić Ci na biurko notkę, mówiącą z grubsza tyle tylko, co i wszystko; gdyby tak rzucić Ci na szyję bukiet róż, złożonych z gęstej trawy i pączków wypełnionych martwymi larwami motyli; a gdyby tak zmusić Cię, byś wdepnął w psi placek, rzucony bezwiednie, jak kłoda, na drodze do Twego szczęścia. O! Albo raczej jak gdyby tak Ci chlasnąć w sam środek nosa Żabnicą, co ją to jakiś wysuszony na wióra piwny rybak wyłowił z przydrożnej zamrażarki pewnego stęchłego baru przy autostradzie pomiędzy piaskami Wielkiej Pustyni Słonej; a gdyby Ci się tak przyssać małymi ząbkami o piranianym kształcie do tętnicy, która tak pięknie balansuje w rytm Twojego wiecznie powracającego do przeszłości Serca, i wgryźć się w nią i wyssać, co do końca, maleńkie jeszcze krwinki Twego niedojrzałego jeszcze życia.
    Ale gdyby to zrobić... to nie byłoby tak, jak jest. Mówiąc wszystko, nie powiedziałabym w sumie nic, bo tego nie da się, ot tak, powiedzieć. Nie mogłabym zarzucić Ci tego bukietu, gdyż ani gęsta trawa tu, w tym niezdrowym od azotanów mieście, nie występuje, a larw bym moimi zagubionymi od rozumowania irracjonalnego paluszkami nie tknęła, a w życiu! I co prawda w ten psi placek mógłbyś wdepnąć jednak, sam nawet, w zasadzie wszędzie, to cholera, nie wiem, jakbym musiała być wkurzona, nigdy tego Ci życzyć nie będę, bo też i po co? Nienawiść, bowiem niczym jest, w porównaniu do Miłości, i nie prowadzi do żadnego rozwiązania, które zadowalałoby obie strony. Wracając jednakże, żabnicy też nie znajdę, ani w chłodnych powiewach Wisły, ani w mętnych przed-letnich wodach Kryspinowa, ani na zaporze w Czorsztynie znaleźć jej nie znajdę, ani w odległych kilkoma kilometrami falach zimnego jeszcze Bałtyku, a podróż do USA to zbyt odległy plan, nawet jak na planowanie planów.
    Tylko ten numer z tętnicą sprawdzić się może i sprawdzi, bo o powodzeniu zadecydujemy sami. A może nawet odwrócimy smętnie role, podczas gdy Ty spijać będziesz czarną od Ciemności Ogrodu Nocy farbę, pokrywającą ściany moich żył, ja będąc wsysaną w Twój świat, zacznę żyć, ukonstytuowana w Twoim ciele, dopełniając te puściuteńkie fragmenty mięsa pod lewym bokiem. A może właśnie tak by to zrobić? Zwykle i po prostu. Pakt Krwi Umarłych zatopiony w dwóch peerelowskich szklankach Jacka Danielsa, tutaj, z lekkim posmakiem Coca-Coli.

I całe życie, zamknięte w sobie. Bo brak planów to też plan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz