poniedziałek, 25 kwietnia 2011

z którego tak mocno ten papierek


Papierek na podłodze zapierdalał w stronę okna tak szybko, że nawet i prędkość światła byłaby tylko i wyłącznie ślimaczym tempem nicnieistnienia. Śpieszył się skurwysyn i śpieszył, mijając po drodze drobinki kurzu, które nie zostały jeszcze wciągnięte wielgachną siłą maleńkiego przezroczysto-czarnego odkurzacza. Podczas swojej życia wędrówki, papierek minął także małą, zmiętą gdzieś pod szafą, niebieską skarpetkę, z wielką truskawą wyrytą na wierzchu, czy to od spodu, zależy jak sobie człowiek na to spojrzy, nie? Papier ten, kurwa, musiał być zajebiście odporny na stres, bo minąwszy w końcu tamtą jebaną skarpetkę, odbił w kierunku łóżka, co stało złożone pod ścianą, obok, osławionego już, katafalku, czy jak to ktoś ostatnio wymyślił, przewijaka, na którym do swojego i Twojego dziecka, będę mówić 'wypierdalaj, bo poczytam ci Platona'. Papierek lekko się w okolicach łóżka zakrzywił, zupełnie odgradzając się od newtonowskich praw fizyki, zbliżając się bardziej do niezbyt znanej wam pewnie konstrukcji, a jakże mi ukochanej od tylu lat, do konstrukcji, do schematu, do wielkiej budowy Mostu Einsteina-Rosena, a jak ja dobrze wiem, podczas, gdy wy, nie wiedząc, zakrzywienie to powodowało, że papierek znalazł sie jedną nogą gdzieś w równoległym świecie, ledwo wygrzebując się z niego, by móc biec dalej, odbijając się od kółka pod łóżkiem, by przybić do brzegu po drugiej stronie. Odbił do krawędzi czarnej obudowy komputera. Oh, ucieszył się papierek, bo chociaż nie zwiedził całego alternatywnego świata, jaki tuż przed chwilą oferował mu cały świat fizyki kwantowej i elementarnej, to tu, wspinając się trochę nazbyt z ogormną przyjemnością i szyderstwem na twarzy, wiedział, szlag by to, papierek, że zaraz dorwie się do tajemnic świata i odgadnie magię, odkryje wszelakie niewyjaśnione historie z życia trójkąta Bermudzkiego, odnowi kontakty ze zmarłymi, albo po prostu popatrzy na dawno już zapomniene zdjęcia, ale co bardziej niecieszące mnie, właścicielkę tego przybytku dobra, zamkniętęgo w puszce ze stopu plastików i innych metali tego typu,sztucznych, cholera, papierek ten chciał napisać Ci, że Cię lubi, tak trochę za bardzo, niż powinnam. A to byłaby tragedia w swej skromnej osobie maski neutralnej komedii z domieszką lekkiego romansu o charakterze dramatu, więc tego nie zrobił, bo miał do wyboru oblanie kwasem solnym, jako najłagodniejszą formę tortury za karę, lub spierdalanie rześkie, konkretne spierdalanie, dalej, do tego okna, które było jego celem, od początku. Papierek wybrał okno, więc spierdolił sprzed komputera i już, już czuł ten świeży powiew wiatru, ten smak powietrza, poruszanego z lekka przez drzewa, drzewa w końcu, same, wysmukłe, z pączkami pełnymi małych, białych kwiatuszków; już papierek widział te wielkie krople deszczu, spadające na parapet, mokry od moich łez wymieszanych z goryczą życia, porośniętych strachem przed szczęściem do-tej-pory nieznanym, już chciał się prześlizgnąć pomiędzy moimi paluszkami, delikatnie muskając je, niby to kurz czy jakiś elektron powietrza, już miało mu się udać, wydostać na powierzchnię, już czuł się wolny, swobodny i taki dobry, aż tu nagle...podmuch wiatru, który runął nagle marsowo i gniewnie z deszczem małych-wielkich kul białego w swej furii gradu, wdmuchał pośpiesznie i gwałtownie papierek spowrotem, do wewnątrz domu, z którego tak mocno ten papierek próbował się dzisiaj uwolnić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz