...i chociaż dzień dobiega już końca, nic z tego celu, jaki sobie ułożyliśmy w głowach, nie zostało wdrożone w praktykę.
Ostatnie dni były ciepłe, słoneczne, pełne różnych wypełniaczy dnia, które zapychały nas i rwały na kawałki i kawałeczki nasze ciała; były to dni pełne wiatru, wiejącego znad morza, co z lekka poruszał nasze dusze.
A dzisiaj przyszedł nowy dzień, zupełnie inny jakiś, niż wszystkie dotychczas. Coś pękło na sklepieniu, coś się rozłamało w tym niebie, które z wczorajszego koloru jaśniejących błękitów wyewoluował w paletę szarości, której malarz używa zwykle, do zaznaczania konturów miejskiego bruku, brudnego od upapranych błotem podeszew przechodniów. Nie chodziło nawet o to, że zaspałam, a przecież miałam wstać, jak zawsze o dobrej porze, ogarnąć i siebie i Jane, która tutaj legła po mojej prawicy, na moim łóżku, by móc na chwilę oderwać się od rzeczywistości i móc ulecieć w świat snów składanych jej tak skrzętnie i skrupulatnie przez wielkiego brata Morfeusza.
Otworzyłam oko jedno, otworzyłam oko drugie, spojrzałam na zegarek usytuowany dokładnie na przeciwko mojej rudej, rozczochranej głowy i:
-7.43! FUCK, Jane- wykrztusiłam zaspana. Bo cholera, zaspałyśmy, ale spoko, nie, bo ani ja ani Jane specjalnie się tym nie przejęłyśmy; dzień ten od razu płynął innym torem niż zawsze. Zawsze któraś by sie przejęła, czy coś obok tego, nie?
Wyjrzałam przez okno.
Wielka i szara chmura kłębiła się tuż nad kamienicą, która zdawała się tracić swój cały blask, jakby coś w niej straciło na wartości, jakby miała zaczynać powolny proces obumierania, zwieńczony wielkim i nieuzasadnionym wybuchem. Drzewa poruszały się niespokojnie na porannym wietrze, który dął i dął swoje agresywne pieśni tak pasywnie, że nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, jak bardzo te drzewa krzywdzi. Otworzywszy okno, dotarł do mych nozdrzy swarliwy pomruk powietrza, ciężkiego i skroplonego wilgocią tak mocno, że włosy same, od razu, zaczęły mi się skręcać na końcówkach.
Słońca nie było. Po kilku dniach, kiedy tak chętnie pokazywało swoją twarz, teraz najwyraźniej postanowiło, że się schowa, że złoży swoją pustą twarz na dłonie, jakże bolącego mnie, zapomnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz