wtorek, 15 marca 2011

Twardsi niż granit.


- Czujecie to? Zapach Wisły. - bezwiednie rzuciłam w powietrze. Bez udzielenia mi jakiejkolwiek odpowiedzi zamarliście na chwilę, irracjonalnie szukając zapachu, na który zwróciłam wam uwagę. Przez kilka sekund panowała w nas taka cisza, taki spokój o jakim mogą mówić tylko ludzie prawdziwie spokojni.
Czarna noc wokół nas zdawała się mówić za nas; ciepłe powietrze doglądało nas ostrożnie z każdej strony, podczas, gdy skuleni na Bulwarze siedzieliśmy sącząc nasze piwa, tak skrzętnie ukrywane pomiędzy nogami na wypadek, gdyby policja się tam kręciła, a jak wiadomo, psów na Bulwarach jest pełno.
Otoczeni łagodną taflą Wisły, związani ze sobą związkiem tak silnym, tak mocnym, że nikt i nic nie mógłby nas w tamtej chwili zniszczyć. Byli już zresztą tacy, co próbowali i nic, nic z tego nie wyszło. Twardsi niż granit, siedząc nad tym brzegiem, w początkach nocy tej, która stała się dla nas kolejnym przystankiem na drodze do jedności naszych myśli i umysłów.
Raz po raz dało się zauważyć jakieś brązowo i zielono upstrzone kaczuszki nieśmiało podpływające, niby to znienacka, tuż obok nas, by móc poczuć to, co i my czuliśmy w nas, to, co wydychaliśmy z każdym oddechem naszym, a co zdawało się tak usilnie te kaczuszki przyciągać. Niestety, gdy tylko podpływały bliżej, zauważały, że niewidzialna nić łącząca tę czwórkę, mocno siedzącą na brzegu, była z jednej strony jak łańcuchy, silące się z ogromnym uczuciem, które się pomiędzy niby tworzyło. Biedne kaczuszki, każda kolejna, co podpływała, musiała z podwieszoną głową, odpływać i szukać swego szczęścia gdzieś dalej pośród Bulwarów Wiślanych.
A my, w naszymm szczęściu zawieszonym pomiędzy łykiem piwa a rozmową o aborcji, odpływaliśmy w sobie coraz bardziej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz