[ I Słońce, tak niebywale potrzebne, zdaje się kompletnie ignorować fakt, że jest tutaj tak pożądanym dobrem.]
Niestety, jako, że nie wisi nad naszymi głowami niewidzialna ręka, dzięki której sprawy i wszelkie sprawuneczki dokonają samorozwiązania się, to my, sami, mali i wielcy człowieczkowie tego światka musimy sami podejmować tak ciężkie nieraz i trudne decyzje; sami musi panować nad naszym maleńkim królestwem, o którym mówią niektórzy mądrzy mniej lub bardziej uczeni, że to relacja.
Sieć nasza, spleciona z wielowątkowych zależności i powiązań, mocno wysupełkowana na każdym końcu zwróconym w każdym kierunku tak zwanych czterech stron świata, wisi gdzieś, zawieszona głęboko na dnie zwanym społeczeństwo.
I sieć ta, jakby nadszarpnięta przez drapieżne ryby, które wcześniej były wolne, kompletnie i absolutnie wolne, nie będąc zniewolone siecią, o jakiej my niegdyś marzyliśmy a jaka obecnie, w tych warunkach, jest naszym więzieniem. Zbudowaliśmy sobie mur, mur tak wielki i potężny, tak gruby i wysoki, że już sami łapiemy się na tym, że nie pamiętamy, co jest poza nim. Zamknęliśmy się pośrodku naszych własnych egzystencji, stapiając się w jedno.
Sami ją na siebie zarzuciliśmy, najprawdopodobniej nieświadomie, jeśli można tu mówić o starożytnej koncepcji winy niezawinionej, winy nieumyślnej, ale załóżmy ten jeden raz, że tak właśnie jest, że nieumyślnie sprowadziliśmy na siebie zniewolenie, które trzyma nas kurczowo w swoich szponach. A zniewolenie owo polega z grubsza na tym, że choć wiemy doskonale, że wystarczy wyjść, wypłynąć poza obręb sieci, to i tak żadne z nas tego nie robi, bo gdyby zrobiło, to wtedy, wtedy dopiero bylibyśmy nieszczęśliwi.
...bo spoglądając prawdzie w oczy, kochamy być zniewoleni, gdyż wtedy dopiero odczuwamy, czym jest to cholerne szczęście, którego tak bardzo i usilnie nie mogliśmy odczuć nigdzie indziej, jak w obrębie tej sieci, co nas trzyma za przeguby, wrzynając się nam krwawo w skórę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz