poniedziałek, 21 marca 2011

'Nie ważne; ważne, że dyryguje serce.'

   
' Zmiany przychodzą jak lekki wiatr, który porusza zasłony o poranku i jak delikatne perfumy pachnące dzikimi kwiatami, ukrytymi w trawie. '
— John Steinbeck

   [  Zmiana, taka zmiana, jakiej poszukiwałam usilnie we wszechświecie przyszła równie delikatnie, co mocno i namiętnie, w objęciach tego, który tutaj Gustavem będzie się zwać.
    Gustav bowiem to postać, która pojawiła się w którymś z kolei akcie życia bardzo szybko, tak szybko, że zdążyła już nawet zejść niepostrzeżenie ze sceny. Szkoda tylko, że nikt nie wie tego, czy postać owa pojawi się jeszcze na deskach teatru.]

   Stałam na środku, w samiuteńkim centrum Placu Wolnica w jakże cudownym mieście Królów Polskich, Krakowie. Ubrana w czarną, męska bluzę, którą sobie tak ukochałam, głównie bez żadnego konkretnego powodu, ubrana w jakieś tam spodnie, pierwsze lepsze, na które natknęłam się w szafie, kiedy grzebałam w niej, by znaleźć cokolwiek i wyjść z domu. Wyjść, by móc spojrzeć Ci w oczy.
   W oczy, które teraz uśmiechniętym krokiem podążały na przełaj Placu Wolnica, radośnie błyskając wesołymi ognikami. W miarę, jak zbliżałeś się względem mnie, coraz mniej wiedziałam, coraz mniej mogłam myśleć jakkolwiek racjonalnie, a w końcu przestałam myśleć w ogóle. Zbliżał się do mnie także cudowny, męski uśmiech, zza którego spozierała na mnie Osobowość Twoja i Usposobienie Twoje. Czułam, że jest dobrze, że to jest dobre, że jest to słuszne, chociaż resztki racjonalnego myślenia poczęły dudnić w ściany mojej głowy, ale te wypełnione były już jedną myślą: 'Nie ważne, ważne, że dyryguje serce.'
  Miękkie Twe usta złożyły na mych ustach pocałunek, który stał się tylko zapowiedzią tego, co w ciągu następnych godzin wydarzyć się miało.
- Gustavie, masz ochotę na herbatę? Zresztą, nieważne, bo idziemy do mnie, bo jest zimno!- powiedziałam uśmiechnięta i radosna.

[...]
      Obecność Twoja ewidentnie sprawiła, że następny dzień był niebywale ciepły i słoneczny. Aż dwa razy wychodziłam z domu, bo czegoś tam zapomniałam, bo coś tam; dwa razy witałam ten dzień wraz z subtelnymi promieniami strzeliście zwieńczonego gwiezdnym pyłem, Słońca.
-Ogarnij to, wiesz to przecież. jaki dziś mamy dzień? No jaki? - pytałeś kilka godzin wcześniej
- Nie wiem jaki mamy dzisiaj dzień. Nie wiem, noo.- odpowiadałam zmieszana
- Dzisiaj jest Pierwszy Dzień Wiosny!- szeptałeś głośno z podekscytowaniem a błyski w Twoich oczach poczęły wirować nieco szybciej.
    Wtedy zdawało mi się, że nie rozumiem tego podekscytowania. Wydawało mi się, że to przecież dzień, jak co dzień, jak każdy inny, pospolity kawałek czasu, skrzętnie odmierzony przez uczonych i zamknięty w pojęciu 'dzień'.
    Zrozumiałam to dopiero, gdy patrzyły na mnie wesołe główki studenckich placów na Miasteczku AGH, albo gdy z przyjaznym spojrzeniem mijali mnie obcy mi przechodnie na Rynku Głównym, albo gdy na poczcie na Starowiślnej nie było żadnej większej  kolejki. Wtedy zrozumiałam, że jest to inny dzień niż wszystkie.
Tego dnia coś się bowiem w życiu zmieniło.
Na lepsze.
Zdecydowanie na lepsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz