sobota, 26 marca 2011

...a może by tak


…a może by tak wyhodować sobie szczęście na płytce Petriego. Bo w końcu przecież, skoro możemy sobie laboratoryjnie stworzyć chrząstkę pasująca jak ulał do naszego kolana, skoro możemy wytworzyć, spoconą pracą naukowych mózgów, flakonik feromonów, co powinny nam pomóc usidlić tę drugą osobę, skoro znowuż jesteśmy w stanie naciągnąć sobie skórę na dupie, by móc wyglądać młodziej, to dlaczego, u licha, nie możemy sobie wyhodować szczęścia.?
   Owładnięta bezkrytycznie narkolepsją w dniu wczorajszym, noc upłynęła mi pod znakiem –na którym, kurwa, boku będzie wygodniej wytrzymać kilka godzin pod kołdrą- i tak właśnie to wyglądało, dopóki nie przysiadł na nie-moim łóżku mały gość.
    Małe, włochate stworzenie o wielkiej głowie, co przypomina raczej postać Smoczycy ze Shreka, niźli psa. Psem jest natomiast wybitnie wtedy, gdy dopada cię, siedzącego sobie w najlepsze, całkiem spokojnie gdzieś w czasoprzestrzeni, podlatując z prędkością powyżej prędkości światła, z małymi, bieluchnymi ząbkami, ostro wystawionymi poza szczękę i dźga cię nimi w sam środek czubka nosa, albo tuż w miejsce przy źrenicy, które czasem używasz, kiedy na kogoś krzywo patrzysz. Nawiasem mówiąc, przyszła ta istota do mnie o któreś godzinie pośród przenikliwie bezkształtnych czeluści nocy, by wybawić mnie z otchłani samotności.
   Przydreptała wdzięcząc się po cichu, delikatnie pykając małym, szorstko usierścionym ogonkiem o wystające spod łóżka kosze wiklinowe, zakupione pewnie przez moją siostrę u lokalnych wikliniarzy z Jeziorzan. Przekręciłam się mglistym ruchem w jej kierunku a ta położyła swój wielki, w porównaniu z resztą wychudłego ciałka, łepek na brzegu łóżka, dodając czym pośpiesznie swoją wesołą łapkę tuż przy swej główce i oczekując ode mnie aprobaty, by mogła wdrapać się dalej. Aprobaty jednak nie dostała, gdyż zapaliwszy lampkę obok łóżka, popatrzyłam na nią i na wpół świadoma moja twarz po prostu nie wyrażała żadnych emocji. Psinka więc ochoczo wskoczyła na łóżko i od razu, bez uprzedzenia ułożyła mi się na piersiach, opierając swój maleńki nosek pomiędzy moimi obojczykami.
    I spała tak całą noc, podczas gdy ja, nie mogąc usnąć w ogóle, snułam swoje myśli, które błąkały się po różnych miejscach tego i tamtego świata, poczynając od ostatniej, czwartkowej wizyty na Ruczaju, kończąc na Twoich ramionach, w których tam bardzo chciałabym znów się znaleźć.
    Omiotłam swym zniewolonym sumieniem pokój, w którym tej nocy przyszło mi spać. Typowy pokój dorastającej nastolatki. J. ma lat 12, i świadczy o tym też jej pokój. Meble oblepione plakatami  postaci ze Zmierzchu, które niedawno wyparły różowe i bardzo cukierkowe postacie Miley Cyrus i takich tam, jej podobnych. Walały się po pokoju jakieś maskotki, jakieś skarpetki i jakieś wycinki z gazetek typu ‘13’ albo Bravo Girl. Słowem, typowe.  Nastolatka, jak każda inna. Wszyscy kiedyś byliśmy w takim, albo podobnym położeniu. A potem w tempie logarytmicznym czy jakimkolwiek innym, nie wiem w sumie, nie znam się na matematyce, potem w różnym tempie rozpierzchliśmy się wszyscy we wszystkie strony świata, robiąc z siebie wielkich dorosłych, Obywateli Wszechrzeczy.
   Dajcie sobie na wstrzymanie, dorośli, bo z tego, co widać w telewizji, żadne z was nigdy tak naprawdę nie dorosło.  Wszyscy jesteście tylko małymi dziećmi, wywijającymi czasem koziołka nad mapą złożoną z przekleństw, na którą czasem upuszczacie, jakiś klocek Lego, który staje się podobno wielką bombą wodorową czy też jakimś wirusem Ebola, wyniszczającym nie tych, których dosięga, lecz tych, od których wypada.
    Piesek zaszczekał sennie tuż pod moją szyją, przypominając o swojej kruchej egzystencji. Jak to dobrze, pomyślałam, że są jeszcze na tym świecie istoty, które rozumieją elementarne potrzeby, jak choćby przytulenie się w nocy do czyjejś piersi.
    Dajcie mi jeszcze tylko tą płytkę, bo kiedy przyjdzie kolejna bezsenna noc, wyhoduję na niej szczęście, by móc was wszystkich nim właśnie obdarować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz