Żyjemy w tym samym świecie od przeszło ułamka sekundy, która powieli się, by w ciągu kolejnego ułamka panować nad całym światem. Ten sam świat w nas, te same życia, te same dusze i umysły, te same drzewa, ta sama krew na rękach, ten sam uśmieszek na podrapanej twarzy. Wszystko takie same a inne, choćby w każdej odmiennej sekundzie, jaką Los nam odlicza.
A niechże się coś zmieni, jakaś rewolucja umysłów naszych, naszych rąk, naszych dłoni; niechże ta noga, co skórą swą i popękaną powierzchnią opiera się o blat stołu, niechże i ona coś zmieni w sobie i na zewnątrz siebie. Gdyby ją tak tylko przesunąć leciuteńko w prawo, albo w lewo, albo naprzód czy też w tył - zastanówcie się, ileż, by to mogło zmienić w całej skrytości, w ogromie całym Wszechświata? Energia, z jaką ów noga przywodziła do siebie inne energie zacznie układać się inaczej, gwałtownie zmieni się przepływ węzła energetycznego w tym miejscu, powodując, miliony kilometrów stąd to, że przyjdzie na świat, wreszcie, jakieś uśmiechnięte dziecko.
Efekt motyla, cóż więcej by tu rzec?
... i pomyślcie tylko, że którymś następnym razem moglibyśmy się naprawdę widzieć, naprawdę dostrzec siebie takimi, jakimi jesteśmy. Moglibyśmy patrzeć na siebie zwykle, nawet może i z dziecinną ciekawością, bo to tak, jakby nowy człowiek się narodził.
...i może następnym razem, kiedy siedzieć będziemy, skąpani, gdzieś w porannym słońcu utuleni o poranku do snów naszych o irracjonalizmie ich egzystencji, może właśnie w owym poranku, zamiast pieprzyć jakieś głupoty o nich, może właśnie, przy tym żarze bijącym z królewskiego nieba, zaczniemy mówić o sobie. Tak nagle, i po prostu.
...i może następnym razem, kupując ryż w jebanym hipermarkecie zastanowisz się, wreszcie, skąd to do cholery pochodzi; może otworzysz oczy na to, że zgadzając się na niską cenę zgadzasz się na podział świata na strefy, na ludzi lepszych i gorszych, może właśnie wtedy dotrze do tej twojej beznadziejnej, owładniętej szałem skrajnie materialnego konsumpcjonizmu główki, że to TY jesteś winien tego, że świat pogrążył się w sympatii z pustką.
Coś musi się zmienić. Coś potrzebuje być inne. Coś musi przyjść, jak letnia burza gwałtowna, z wewnątrz nas samych.
O, niechaj zmiana przyjdzie!
Niechaj oczyści nas z brudów naszej zakłamanej i nierealnej egzystencji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz