niedziela, 9 stycznia 2011

Requiem for a Dream

Siedzieliśmy w ciemnościach pokoju z nowej zabudowy; typowe studenckie mieszkanie o podwyższonym standardzie. Zrobiliśmy ze swoich ciał okrąg w kształcie trójkąta, jak gdybyśmy chcieli połączyć się w czymś, razem. Dźwięki, jakie panowały w pokoju a wydobywające się z głośników komputera, jazgotliwie łechtały płatki naszych uszu, poruszając przy tym całkiem odważnie strumienie myśli w naszych mózgach. Ciemność i czarna pustka przestrzeni powietrznej między nami zdawała wlewać się nam do płuc. Oddychaliśmy muzyką, upajając się ciemnością Nocy.
Oniryczne obrazy elektronicznych dźwięków zaczynały wirować nam w głowach, raz po raz uderzając ciężko o ściany naszych młodych czaszek. Nie pamiętam nawet, gdy członki same zaczęły się ruszać. Po prostu nie mogliśmy nad tym zapanować; jak gdyby różne części naszych zbolałych od młodości ciał miały od teraz zacząć żyć same. I żyły. Przez tę cudowną chwilę zapomnienia nie było niczego innego, nie było nikogo innego, oprócz naszej Jaźni Bezmyślnej i Rzeczywistości ze Snu.
Widzieliśmy Oczy Muzyki. Muszę przyznać, że mnie chyba też się to udało, choć ta, która wydobywała się z głośników nie była tym, co kocham. Jednak chyba ją widziałam, a przynajmniej odważnie starałam się spojrzeć w jej oczy.                                                                                  Myślę, że  m a  piękne Oczy.
A potem ktoś zapalił światło.
Oczy znikły, dźwięki przybrały inną Formę. Noc stała się trochę bardziej ciepła, a my nadal tkwiliśmy w lekkim otępieniu Ciemności.
Nie wiem o czym wtedy każdy z nas myślał, nie wiem co każdy z nas czuł. W tamtej chwili chciałam tylko jednego... jeszcze raz spojrzeć w te Oczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz