wtorek, 11 stycznia 2011
Piąta Kolumna w Puszce Sardynek
Abstrahując od tego, że moja doba zaczyna trać już 3 dobę, chciałam zwrócić dzisiaj uwagę na ciekawy psychologiczno-socjologiczny aspekt.
Mianowicie.
Grupa społeczna o pieszczotliwej nazwie [Babcie i Dziadkowie]. Chociaż bardziej [Babcie], bo te są w zdecydowanej większości.
Zatem- Babcie.
A wszystko zaczęło się dzisiejszego popołudnia. Godzina 16. Rondo Mogilskie. Powiedzmy, że śpieszę się by z miejsca X dojechać w miejsce Y. Nieważne. Lecę jak ten głupi, oszalały pies...
- Yeah! Życie jest piękne!- mówię sobie w duszy, gdy udaje mi się wcisnąć (dosłownie) gdzieś w sam środek puszki sardynek, którą to Formą staje się na owy czas tramwaj linii nr 50.
Stoję jak ten śledź, sardynka, dorsz, karp, czy jaka inna tam, cholera, ryba Wam tylko przyjdzie do głowy, w samym środku niczego. Nie to, że było mi źle. Ba, nawet odczułam pewną anhyniczną , w całej swej abstrakcyjnej Formie, przyjemność z usytuowania się przypadkiem w pozycji stojącej łyżeczki z jakimś pięknym nieznajomym, którego usta znalazły się mniej więcej z tyłu głowy na wysokości mojego ucha.
Dziwne, nie? Ale to tylko nic nie znaczący chwytliwy wstęp zarysowujący 'akcję' właściwą.
Otóż, na każdym kolejnym przystanku zamiast ludzi ubywać, to zwierząt tych, ponoć mózgiem obdarzonych przybywało. W drzwiach, które znajdowały się najbliżej mnie spiętrzyła się góra Babć. O! Wielce oburzone te Panie były, gdyż w taaaaaakim ścisku sardynek, karpi i dorszy jechać nie są przyzwyczajone. I stać! Toż to znowu stać w tramwaju jest skandal! I każda mieli tym ozorem, i mlaska, i ciamka, i tupie, i rzuca okiem, i patrzy, etc. i każda kurczowo trzyma się swojej pozycji i tego kawałka rurki, zrabowanego sprzed rąk innym sardynkom i dorszom.
Następuje przystanek.Taki oto przystanek, na którym kilkoro jegomości zapragnęło wyjść z tej puszki pandory. I co? Piąta Kolumna Miliona Zastępów Babć dumnie strzegła swej linii Frontu. I nic- ruszyć ich się nie dało! Biedni jegomoście musieli zginać się, wykrzywiać kręgosłupy, ustawiać dłonie, łokcie, oczy w najbardziej dziwnych pozycjach, jakie tylko można wyśnić. 5 minut minęło tej szamotaniny, jegomoście wyszli, a Babcie podniosły wielki krzyk, i raban:
- Ażeby to ich nie ruszać, bo przecież stoją, a toć nie godzi się, by tak tykać i tykać; tej kostki strzelają, tamtej szczęka wypada a ta taka chwiejna, a inna znowuż krucha!
{...I cały problem tkwi w tym oto...}
Kiedy Ty stoisz gdzieś w pobliżu drzwi, które są całkowicie przejrzyste i przejść mogłoby i spokojnie nawet stado słoni, jakaś Babcia zawsze stratuje Cię i połamie Ci kości w ciele, bo O n a chce w y j ś ć ! Nieważne, że Ty leżysz gdzieś,powalony w rynsztoku Linii Mannerheima.
Cóż więcej mogę skomentować, jak hipokryzja wieku dojrzałego. Od innych wymagają, sami nie dając nic z siebie. A potem się mówi, jakie to nasze-młode pokolenie, niewychowane jest.
I masz babo placek.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz