Był obcy. Nikt go nie znał. A jego twarz wykrzywiona była tym, czym doświadczyło go życie. Widać było, że wycierpiał się wystarczająco, bo nikt z przechodniów na ulicy nie był w stanie nawet spojrzeć na niego. Twarz jego pociągła miała na sobie mapę życia, które przegrał; życia, które odeszło bezpowrotnie w przeszłość; życia, którego nigdy już nie odzyska; wreszcie- życia, którego nigdy tak na prawdę nie miał.
Na twarzy miał wypisaną mapę swojego życia.
Wyszedł z nią, podniesioną i zadartą mocno do góry, z otchłani czasu przeszłego. Nie było go bowiem w przyszłości, lecz czas jego wsteczny był obecny w teraźniejszości. Stamtąd właśnie pochodził. Określała go przeszłość.
Niektórzy przechodnie, anonimowi, raz po raz spoglądali na twarz z wymalowaną nań przeszłością jego życia, zastanawiając się, jak to możliwe, że człowiek ten jeszcze żył, jak to możliwe, że jeszcze nie poddał się śmierci i nie zakończył swego żywota. No jak?
I bali się odpowiedzi na postawione przez siebie pytanie...
A on szedł i szedł, nie bacząc na te spojrzenia, które powątpiewały w sens jego istnienia, nie baczył na nic, co przypominało mu, jak bardzo został przez życie skrzywdzony. Brodził w betonie ulicznym, pośród krwi głupców, i ciał mędrców, którzy umarli w spokoju; kroczył przez połacie świeżo zaoranych ideologii, poprzez śnieżyce wzajemnych oskarżeń, i grzązł w lawinie nieuczciwych działań.
W ciszy kroczył przez niewinność człowieczą i uczciwość głupców. A na twarzy wypisaną miał linię swego życia.
Z mapą na twarzy przybył z przeszłości, z mapą życia na twarzy- bez strachu przybył tu, by zbliżyć nas do siebie i swojej historii wypisanej boleśnie na twarzy.
Wyciągnął rękę do przypadkowej osoby, przechodnia, który wcześniej popatrzył sobie na życia mapę. Jaka szkoda, przechodzień ten jedynie skrzywił się, spojrzał w bok i pobiegł czym prędzej szukać własnych spraw do załatwienia.
Miał mapę życia wypisaną na twarzy i nikt nie chciał jej przeczytać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz