niedziela, 19 sierpnia 2012

jedynym słusznym krokiem w przód jest ten do tyłu


...i zrobiła krok do tyłu. Nie chciała tego robić, nie po to przecież wybrała tę ścieżkę i podążała nią, by się teraz cofać. Tego jednak wymagała dalsza droga. Musiała ustąpić, bo traciła Go, traciła grunt pod nogami. Ziemia zaczęła się groźnie zapadać pod naciskiem stóp. Widocznie im bardziej naciskasz, tym mocniej i szybciej to pęka.  Maleńkie bruzdy, jakie pojawiły się kilka dni wcześniej zaczęły urastać coraz bardziej, aż w końcu osiągnęły punkt kulminacyjny. Taki, którego nie można już było przejść. Nawet pokora i spuszczenie głowy, przyznanie, że to nie to, nie mogło uratować sytuacji.  Wiedziała, że jedynym słusznym krokiem w przód jest ten do tyłu.
    Z każdej strony, po równo, Darla słyszała odgłosy życia, które raz po raz zaskakiwały ją swoją intensywnością lub brakiem należytej reakcji na jej ruchy. Po jakimś czasie nauczyła się w tym gąszczu krzyków i pisków odnajdywać te najlepsze, nieskalane niczym młode kwiaty. Często jednak okazywało się, że od spodu mają jakieś skazy, ale  równie łatwo mogła je, lub całe pachruście wycinać. Tak wyglądała z grubsza podróż przez las, który od dawna już starała się przejść, po swojemu, zresztą jak każdy tutaj. Bo wbrew pozorom, takich, jak ona było w tym lesie więcej. I każdy z nich, podróżników, był jak część drużyny partyzantów, bo niby na początku szło się razem, ale potem, kiedy konary drzew zachodziły nam coraz bardziej drogę, to każdy dbał o swoje; musiał, by jakoś przetrwać. A ponieważ cały ten egoizm Darli nie podobał się, starała się pomagać innym w drodze, zbaczając często z własnej. Niestety, od dawna już szła sama, bo wielu odpadło po drodze, i raz po raz zmagała się z niespodziankami na ścieżce, którą wybrała. A teraz dodatkowo te bruzdy, które urwały jej podróż, dosłownie w połowie. A najtrudniej jej było wracać.
    I odważyła się. Spojrzała na chwilę przed siebie, jeszcze raz, by móc uświadomić sobie, czego już nigdy przed sobą nie zobaczy a potem, najszybciej jak mogła, odwróciła się i tchnęła siłę woli w swoje członki, by mózg mógł im wydać polecenie 'cała wstecz'. Zrobiła krok do tyłu. Po nim z oczu zaczęła spływać jedna, jedyna uroniona łza. Z lewego oka konkretnie, bo to ono jakoś tak zawsze było bardziej emocjonalne, wbrew pozorom. Nieważne, pomyślała, chociaż jednocześnie gdzieś w okolicach mostka poczuła delikatne ukłucie. Zawód sprzed dni musiał teraz o sobie przypomnieć, ale nie an długo. Oddech, jeden, drugi. A potem wyprostowała się i ... zrobiła kolejny krok.
    Szła nadal, i nie zatrzymując się, bez przerwy stawiała coraz to kolejne kroki, by móc w końcu dojść tam, gdzie kiedyś zaczynała. Znów była wolna. A wolność ta zniewoliła ją ponownie, w delikatnym uścisku Księżyca i utulała srebrną poświatą mgły. Tak to już czasem bywa, że by pójść dalej, trzeba się cofnąć. Bo tylko tak można wciąż stawiać kroki bez zatrzymywania się.
    Stała zatem, znowu, na skraju wielkiego ciemnego lasu, który żarzył się nieposkromienie zjadliwością stworzeń, jakie tam żyły i w ogóle był cały jakiś taki... już jej znany, aż za dobrze, a w konsekwencji tak bardzo jeszcze nieznajomy. I las ten, nosił wdzięczne imię Świat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz