poniedziałek, 4 kwietnia 2011

What if... ?

  
        Gorące, jak na tę polską porę roku, powietrze uderzyło znienacka prosto w skórę na czole. Zwisałam głową w dół na Moście Powstańców Śląskich a wiślany wiatr rwał moje włosy w powietrzu i toczył z pojedynczymi kosmykami pojedynki brutalne, ale sprawiedliwe zarazem.
        Pode mną stateczne wody Wisły dostojnie rozlewały się po całym jej korycie, a wgryzające się w ten niezwykły widok małe, brązowo-zielone, błyszczące od słońca kaczuszki rozmywały widok tej rzeki i rozpraszały swoją śmiałością moją uwagę. Słońce zawieszone gdzieś wysoko na sklepieniu dogrzewało z całych swoich wczesno-kwietniowych sił, starało się być ciepłe i pomocne w każdym promyku światła, jakie zrzucało z siebie, oddając je nam, tu na ziemi. Trawa na Bulwarach zieleniła się na swoich policzkach, przygrywając nam, ludziom, nadzieją na lepsze jutro. Rosła sobie, grzecznie, pokryta wszędzie kocykami, psami, smyczami, ciastkami, torbami wypełnionymi książkami, ale przede wszystkim, pokryta była wspaniałą masą różnorakich ludzi. Wszyscy poczuliśmy wiosnę. Wyszliśmy z naszych skorupek, z naszych piwnic, w których się ukrywaliśmy i postanowiliśmy się wreszcie pokazać światu, takimi, jakimi jesteśmy. Ludźmi siedzącymi spokojnie nad Wisłą oraz...
    Oparta o jasnoniebieską balustradę mostu czekałam na Zuzię, która miała za chwilę do mnie dołączyć. Wiatr zmieszany ze słońcem uśmiechał się do mnie a ja do niego; słuchając Billy Talent, pomyślałam, że dobrze nam, tu, w Krakowie, razem, że nie wyobrażam sobie, by nie było Was w moim małym życiu.
     A pomyślcie sobie tylko tyle, co by było, gdybyśmy się nigdy nie poznali?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz