Siedziałam sobie pod kołdrą, czytając okropną w swojej formie i treści księgę, którą ludzie zdają się zakrztuszać. J. bawiła się z małym czarnym psem gdzieś nieopodal.
- Darla, dlaczego ty tyle czytasz?- zapytała
- J. wiesz, lubię to. Zresztą, zdajesz sobie sprawę ile można się dowiedzieć, czytając?
- No tak, ale na kiedy masz to konkretnie przeczytać? To na studia te twoje, nie?- pytała zdziwiona głaszcząc psa po włochatym pyszczku.
- Nie no, nie potrzebuje tego czytać na zajęcia. Wiesz J., czytam to dla przyjemności.- powiedziałam posyłając jej wielki uśmiech, który zrozumieć mogła tylko ta osoba, która również czytać lubi dla przyjemności.
J. najwyraźniej mnie nie zrozumiała. Nie zrozumiała, jak można czytać dla samej, czystej przyjemności, jaka płynie z prostej czynności- czytania. Nie winię jej za to, w końcu kiedy ma się 11 lat to wielu rzeczy człowiek nie rozumie. W sumie to całkiem przyjemne, kiedy młoda istota próbuje zrozumieć twój dorosły tok myślenia, kiedy próbuje nadążyć za twoimi myślami i za twoimi gestami.
Patrzyła na mnie jeszcze chwilę zanim odwróciła swój wzrok, który spoczął na niesfornym psie, podgryzającym wszystko i wszystkich równo, co 5 minut. Bawiła się z nim jakiś czas, podczas, gdy ja ponownie zatopiłam się w księgę zła.
- Dlaczego ty tyle wiesz?- nagle zapytała i kompletnie wybiła mnie z czytanego wersu.
- Ja?- ocknęłam się zdziwiona a jej wielkie jasnoniebieskie oczy wpatrywały się we mnie przejmująco, oczekując jakiejś super-hiper-extra wypowiedzi. Presja była ogromna, ale cóż mogłam jej odpowiedzieć ponad to, co wypowiadały w tym samym momencie moje myśli?
- J. zapamiętaj moje słowa, proszę, zapamiętaj to, co zaraz ci powiem: Informacja to potęga. Kiedy wiesz, możesz zrobić wszystko! Świat należy do tych, którzy wiedzą. Wiedzieć znaczy rządzić, wiedzieć znaczy potrafić, wiedzieć znaczy kochać, wiedzieć znaczy akceptować, wiedzieć znaczy rozumieć, wiedzieć znaczy móc, a na końcu wiedzieć, znaczy żyć!
- Nie rozumiem...
- Już ci tłumaczę- podekscytowana odłożyłam księgę na bok i usiadłam po turecku na miękkiej dziecięcej różowej pościeli w motylki- Pamiętasz kiedy pokłóciłaś się z P.? Czy jak jej tam było, z tą twoją kiedyś 'przyjaciółką' czy jakoś tak? Pamiętasz to?
-Pamiętam- teraz i ona usiadła i wsłuchiwała się łapczywie w moje słowa.
- No to super! Miałyście kłótnię, taką dużą kłótnię, ale kłóciłyście się tylko we dwie. Pamiętasz, co mówiła, pamiętasz, co ty mówiłaś? Tak- pamiętasz to. Wiesz to. J.- wiesz to! A oprócz was przecież nikt inny o tym nie wiedział! Tylko wy dwie wiedziałyście, miałyście wiedzę o tym, co się między wami stało. I pamiętasz co potem zrobiłaś? Poszłaś do swoich innych koleżanek i 'poinformowałaś' je o tym, co się stało. Ale nie powiedziałaś tego, co wiedziałaś- ty im tylko opowiedziałaś historię o tym jak się pokłóciłyście. Miałaś wiedzę na temat tej kłótni i użyłaś jej do stworzenia historii. I pamiętasz co się potem stało? Koleżanki te odwróciły się od dziewczyny, z którą się pokłóciłaś! Dlaczego? Bo użyłaś swojej wiedzy!- wycelowałam w nią palec- Właśnie dlatego!
- Wow- oczy małej dziewczynki zaszkliły się jakąś dziwnością- nie pomyślałabym o tym! No tak- zdawała się rozmyślać nad tym, co jej właśnie przedłożyłam- w sumie masz rację, bo to ja wygrałam!
Zaśmiałam się. Dziecięce porachunki, ot, co. Mieć psiapsiółkę, mieć wymarzonego chłopca, mieć posłuch wśród dzieciaków, mieć psa i mieć 11 lat. Tak. Całe priorytety, ano i jeszcze jakiś baton czekoladowy w szafce, skrzętnie ukrywany przed matką.
Wróciłam do lektury. J. wróciła do odganiania psich ząbków od swojego nosa.
Werset mijał kolejny werset, gdy czytanie przerwało kolejne wielkie pytanie:
- Darla a dlaczego nie pamiętamy jak się rodzimy? Dlaczego nie pamiętamy jak byliśmy w brzuchu?- i znowu patrzyły na mnie wielkie dziecięce oczy oczekujące odpowiedzi, która sprawi, że nagle będą pamiętać chwile swego narodzenia.
-Więc...-powiedziałam i zniknęłam na chwilę w swoich myślach- to jest tak, że chodzi o to, że my to pamiętamy, wiesz? Tylko, że istnieją różne rodzaje pamięci i nie jesteśmy w stanie... Nie czekaj! - wstałam z łóżka, podeszłam do biurka, wygrzebałam stamtąd kawałek papieru i ołówek i zwróciłam swoje podekscytowane oblicze do małej dziewczynki- Mam lepszy pomysł! Narysuję Ci to! Tak lepiej zrozumiesz, ok?
- Ok- uśmiechnęła się i usiadła koło mnie na łóżku.
- To jest tak, słuchaj.-zaczęłam rysować mózg- To jest mózg, powiedzmy, i to on 'myśli'. A myśli na wiele różnych sposobów...
I opowiadałam jej o tych sposobach, opowiadałam z ogromną ekscytacją jedenastoletniemu dziecku o pamięci. Zaczęłam od pamięci krótkotrwałej, bo chyba najłatwiej ją zrozumieć komuś małoletniemu, przeszłam przez pamięć długotrwałą, przez pamięć symboliczną, motoryczną, zmysłową, semantyczną, epizodyczną, wzrokową; wspomniałam o pamięci werbalnej i o pamięci emocjonalnej. To było takie magiczne, bo ja tak kocham anatomię, medycynę, psychologię a ta dziewczynka chciała słuchać jak o tym opowiadam, i co ważniejsze- chciała rzeczywiście się tego dowiedzieć. Jednak zadała mi konkretne pytanie, w związku z czym mój wywód zwieńczyłam opisem pamięci ukrytej.
-...i teraz już rozumiesz? Rozumiesz, że to wszystko jest gdzieś tam w tobie. Ty to wiesz, ale nie jesteś tego świadoma. - a jej oczy szkliły się teraz czerwienią- Świadomość wiedzy to najbardziej potrzebna część samej informacji. Posiadanie jej nic ci nie da, jeśli nie uświadomisz sobie, że ją masz. Można by nawet powiedzieć, że : Tylko uświadomiona informacja, tylko uświadomiona wiedza to potęga.
- To tak jak z ta kłótnią, co nie? Nie wiedziałam, a ty mi to uświadomiłaś?- rzekła wyprostowawszy się nagle
- Tak, dokładnie tak!- byłam z niej dumna, autentycznie dumna! Może jednak była dla niej jakaś nadzieja? Zawsze uważałam, że to dziecko bez przyszłości w sensie intelektualnym. Nigdy nie wykazywała nawet najmniejszych chęci, by wiedzę zdobywać, by robić cokolwiek poza tym, co się jej każe w szkole. Zresztą nawet rozkazy wykonywała niechętnie. Nic tylko telewizor i puste zabawy w stylu: 'uderz mnie, a potem uciekaj, będę cię gonić'.
Podczas tej rozmowy zdołałam narysować ludzki mózg i mapę pamięci, skrojoną, uszytą na miarę przeze mnie. Ubrany tak mózg na kartce papieru wydawał się strasznie prosty. Musiałam zatem, musiałam zatem tej małej dziewczynce to troszkę skomplikować:
- J. tylko z tym naszym mózgiem jest tak, że człowiek, obecnie, wykorzystuje tylko około 10% jego możliwości- i napisałam czarnym ołówkiem wielkie 10% a wielkie jasnoniebieskie oczy zwróciły się w moją stronę, pociągając za sobą wielki pytajnik na ustach.
- No tak, wykorzystujemy tylko około 10% swoich możliwości.
- COO?? A co z pozostałymi 90%?
- No właśnie! - powiedziałam z żalem, wstając z łóżka. Podeszłam do okna- Co z pozostałymi 90%? Oto jest wielkie pytanie nauki. Na to pytanie właśnie naukowcy na całym świecie, dzień w dzień próbują odpowiedzieć i jak dotąd, nikt jeszcze nie znalazł całej odpowiedzi. Ktoś tam od czasu do czasu wpadnie na jakiś ślad, na jakiś trop, ale nikt, nikt nie możne dzisiaj ci odpowiedzieć. Życzę ci, kruszyno, żebyś kiedyś dożyła takich czasów, że dowiesz się, co człowiek jeszcze potrafi, bo mnie, mała, mnie się to chyba nie uda...- westchnęłam
- A może jednak? Ale fajnie! Ciekawe, co można jeszcze zrobić?A może możemy latać, o, albo moglibyśmy gadać z psem?- wypowiadała pytania w powietrze, a ja, patrząc się gdzieś w jakiś punkt za oknem zdawałam się zatracać w morzu możliwości, które kryją się jeszcze przed ludzkim gatunkiem. Tyle tylko, że teraz zastanawiam się też, ile zła może się tam kryć. Tylko pomyślmy, skoro około 10% wytworzyło już nieustanne mordy, wojny i ogólną posuchę, cóż jeszcze może nas czekać? Czy jest jakakolwiek szansa, że zaczniemy się wreszcie akceptować, rozumieć, po prostu: kochać się?
Stałam tak zamyślona przez jakąś chwilę, gdy padło kolejne pytanie ze strony J.:
- A jak powstało słowo?
Oh, cudowne dziecię w całej swojej niewiedzy i całej tej ciekawości, która w zasadzie nie wiadomo skąd się wzięła; ni to przecież głód wiedzy samej w sobie, ni to głód wiedzy potrzebnej do szkoły, nie to nuda; słowem- pytania, by je zadać, ja, by na nie odpowiadać. Epizodyczność chwili trwała tak przez moment.
Cóż więc było zrobić, jak nie zacząć opowiadać o Darwinie, ewolucji, człekokształtnych, o człowieku, który był i jest nadal istotą społeczną, o grupach i o tym, jak życie w grupie naprawdę wygląda, w końcu o tym, że były pewne potrzeby, i że krtań, i że struny głosowe, i że dźwięk, i że naśladownictwo, i że skojarzenia, i że wiedza, i że nauka, i że w końcu przyzwyczajenie.
-Obiad!- krzyczała K. z dołu, tym samym kończąc wywód o bycie słowa.
* * *
Po jedzeniu siedziałam sobie na kanapie i przyglądałam się małej czarnej kulce, złożonej w całości z kilku kości, kilkuset włosów i kilkunastu ostrych, jak brzytwy ząbków. Nazwali ją Wiki. Mały pies, znaleziony gdzieś w lesie. Wyrzucony przez kogoś gatunku ludzkiego na śmietnik życia, by zginąć.
Patrzyłam, jak łapczywie podgryza J., jak wchodzi jej na kolana i jak daje się radośnie podrzucać. Widziałam to i nie mogłam oprzeć się przypływającemu do mojego umysłu wrażeniu, że ciągle jesteśmy oswajani przez nieznajomych.
Każda sekunda naszego życia to trwający i postępujący proces oswajania.
Oswaja nas wszystko, zaczynając od zwykłego 'cześć', poprzez 'posłuchaj', 'usiądź', 'chodź', a kończąc na ciepłym wieczornym dotyku i pocałunku składanym w środku nocy.
Musiałam wracać do domu.
Wyszłam na zewnątrz a mroźne, rosyjskie powietrze od razu przeszkliło mi twarz swym zimnem. Pomimo tego, dzień był przyjemny a siarczysty mróz łagodniał pod wpływem jasnych promieni słońca, czekających tuż za rogiem, by wyłonić się z mroku i otulić sobą czyjąś oszronioną twarz.
Wiedzieć, że to jest takie piękne, uświadamiać sobie to piękno jest czymś tak potężnym, jak jego ciepłe ciało, dotykające twojego w środku nocy. Czuć, że się żyje. Ot, co, i nic więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz