sobota, 17 marca 2012

Hello, this is she.

(...)



    Zamierzała kupić trochę prochów na stacji benzynowej, więc pędząc swoim Mustangiem z 78' wkrótce przystanęła na pobliskiej.
    Ziemia była nieco jałowa, wyzuta z życia. Ciemność nocy dookoła sprawiała, że ogarniała nas jakaś wszechobecna tajemnica. Raz po raz na niebie przebijały się jakieś przebłyski; i nie były to bynajmniej gwiazdy na niebie, raczej mentalnie urojone światełka, które miała w swojej głowie. Wyszła z samochodu, zostawiając kluczyki w stacyjce. Ruszyła prosto do budynku stacji, stojącego na samym środku placu.   Mały, biały kwadrat z dwoma wielkimi witrynami zionął wprost na gościa swą dzikością istnienia. A jednak, do tej dżungli zapuszczali się samotni wędrowcy na tym pustkowiu.
Podeszła do frontowych drzwi, lekkich, białych z obdartymi brzegami. Nacisnęła plastikową klamkę i wślizgnęła do środka. Przy ruchu drzwi zadźwięczał mały, złośliwy dzwoneczek. Wywołało to skupienie wzroku sprzedawcy na wchodzącym właśnie do środka kliencie.
    Lada stała po prawej stronie i składała się z jednej półki i kasy. U jej sterów stał duży, gruby facet, wyglądający jakby pocił się całe życie. Jego wielki szary t-shirt nosił ślady niedopranych plam w okolicach pach. Obie ręce trzymał w dziwny sposób na ladzie, dziwny, bo dłonie zwrócone były wnętrzem do góry. Na co ten gnojek czeka, na jałmużnę? Gdy tylko weszła jego schowane w fałdach tłuszczu na twarzy bezbarwne oczy zaświeciły się. Musiała mu się spodobać, jakżeby inaczej.
    Do środka weszło przecież całe jej metr sześćdziesiąt osiem, w całości jej długie rude włosy, jej płaski brzuch bezczelnie wystający spod za krótkiej, czarnej bluzki, jej tyłek, nieziemsko ukształtowany, no i cycki, dwa, nieduże, ale za to fantazyjnie skrojone, jakby wprost do ich pieszczenia. Ubrana w ciemne jeansy i trampki; czuła się świetnie.
    

1 komentarz: